Walki o mosty w Tczewie podczas Kampanii Wrześniowej
Tczewskie mosty nierozerwalnie związane są z losami Kampanii Wrześniowej w 1939r.
O 4:45 1 września 1939r. strzały z pancernika „Schleswig-Holstein” obwieściły całemu światu rozpoczęcie krwawej II Wojny Światowej. Jednak pierwsze strzały przeciwko Polsce padły 11 minut wcześniej niż na Westerplatte. Chodzi tu o atak bombowy lotnictwa Luftwaffe na Tczew oraz wymianę ognia pomiędzy Wehrmachtem a wojskiem polskim na przyczółku tczewskim. O 4:34 rozpoczęła się regularna bitwa pomiędzy wojskami Polski i Niemiec. Bitwa w której walczono o mosty w Tczewie. Czy tą sytuację można uznać za przypadek, prowokację lub pomyłkę? Zdecydowanie NIE. Był to atak Wehrmachtu, strategicznie wkomponowany w przygotowanie do agresji na Polskę. Niemcy zdawali sobie sprawę, że wojna błyskawiczna (taką miała być kampania w Polsce) odniesie sukces tylko i wyłącznie wtedy gdy zostaną opanowane w stanie niezniszczonym mosty. Jednym z nich miały być obiekty w Tczewie. Ich opanowanie pozwoliło by Niemcom przerzucić dodatkowo wojska z Rzeszy do Prus Wschodnich (przez korytarz pomorski).
Ten manewr pomógł by wzmocnić działania, operującej w tamtym obszarze 3. Armii z Grupy Armijnej „Północ”. Jak ważnymi obiektami dla Wehrmachtu były mosty w Tczewie może świadczyć fakt, że
już 27 maja 1939 roku podczas szczegółowego omawiania planu „Fall Weiss” (plan ataku na Polskę) padło kategoryczne żądanie opanowania mostów w Tczewie. Można jednoznacznie stwierdzić, że żadna akcja II wojny światowej nie była tak szczegółowo i często omawiana w otoczeniu Hitlera, jak opanowanie tych mostów. Sam Fuhrer interesował się osobiście tą operacją i zastrzegał sobie we wszystkim ostanie słowo. Generał Halder (Szef Sztabu Generalnego Reichswery, kierował planami działań operacyjnych przeciwko Polsce) w swoim dzienniku pod datą 14 lipca, 15, 17 i 18 sierpnia 1939 roku odnotowuje omawianie z Hitlerem szans zdobycia mostów. Fakty te ukazują rolę mostów w Tczewie w planach inwazji na Polskę.
Szef Abwehry, Canaris szczegółowo opisał plany ataku na Tczew zatwierdzonego przez Hitlera. Operacja miała być wykonana tylko i wyłącznie przez armię. W pierwszej fazie kluczową rolę miało odegrać lotnictwo poprzez bombardowanie, następnie jednostki sił lądowych. Ich celem miało być zlokalizowanie i uszkodzenie zapalników, kabli prowadzących do materiałów wybuchowych a co za tym idzie, ocalenie mostów.
Wsparcie lotnicze stanowiły trzy Ju-87B, stacjonujące w Elblągu. Na pokładzie tych samolotów umieszczono jedną bombę 250kg oraz cztery 50kg. Co ciekawe, załogi tych samolotów przed wybuchem wojny przejeżdżały kilkakrotnie przez Tczew pociągiem relacji Berlin-Królewiec celem rozpoznania terenu. Oprócz tego Canariss miał rozlokowanych w Tczewie i okolicach szpiegów. Raportowali oni na bieżąco o sytuacji na mostach, rozmieszczeniu ładunków wybuchowych, stanowiskach ogniowych itp. Dowództwo Niemieckie posiadało więc dokładne informacje o sytuacji panującej w Tczewie oraz znało bardzo dokładnie topografię terenu.
Godzina 4:34 - niemieckie bombowce zrzucają bomby na dworzec w Tczewie, uszkadzają nasyp kolejowy prowadzący do mostu ( wedle informacji Cnarissa miały w nim przebiegać przewody ładunku wybuchowego), koszary oraz elektrownię. Końcowy etap nalotu miał zbiec się według planów Wehrmachtu z atakiem formacji lądowych. Jednak cały tak misternie uknuty plan legł w gruzach. Jak do tego doszło?
Atak z lądu miała przeprowadzić „Grupa Medem”. Jej dowódcą był pułkownik Gerhard Medem. Siły grupy stanowiły:batalion pułku straży granicznej, batalion rezerwowy piechoty, dwie baterie artylerii lekkiej, pociąg pancerny, batalion SS „Gotze” i trzy eskadry sztukasów.
31 sierpnia strona niemiecka przesłała telegram z Malborka do polskich kolejarzy w Tczewie,
o przysłanie parowozu. Według rozkładu jazdy w Malborku czekał skład towarowy nr 963, który kolejarze z Tczewa mieli pilotować przez teren Wolnego Miasta i korytarz do granic Rzeszy. Maszynista Franciszek Wojciechowski i jego pomocnik Stanisław Matuszek wyruszyli nocą z Tczewa do Malborka po pociąg tranzytowy. Po przybyciu na miejsce Polską załogę aresztowano i zmuszono do zdjęcia kolejarskich mundurów. Założyli je niemieccy kolejarze będący na usługach Abwehry. Parowóz z przebraną niemiecką załogą ruszył w kierunku Tczewa. W wagonach towarowych ukryto cześć wojska „Grupy Medem”. Pozostała część żołnierzy owej grupy, została umieszczona w dużym wozie meblowym. Stanowił on doskonałą kryjówkę. W okresie wzrostu napięcia w strefie przygranicznej, często rodziny uciekały bądź do Rzeszy bądź do Polski. Wóz meblowy na tym terenie był widokiem normalnym.
Obok lotnictwa i „Grupy Medem” istniał jeszcze trzeci człon realizatorów zamachu na mosty w Tczewie. Byli to mianowicie ludzie Abwehry, działający pod kryptonimem „Poczta”. Ich zadanie polegało na opanowaniu polskich przystanków kolejowych, przed przybyciem pociągu nr 963 z Malborka, obezwładnienia personelu, by ten nie mógł ostrzec centrali w Tczewie, że pociąg ten towarowym jest tylko i wyłącznie z nazwy. Grupę do trzech przystanków kolejowych: Kałdowo, Szymankowo, Lisewo, podwieziono krytymi samochodami ciężarowymi.
Już w Kałdowie (tuż za Malborkiem) cały misterny plan zamachu praktycznie runął w gruzach. Pociąg z Malborka wyruszył z kilkuminutowym opóźnieniem. Gdy mijał przystanek Kałdowo, był on jeszcze w rękach Polaków. Inspektor celny Stanisław Szarek dojrzał jadącą za pociągiem pancerkę, chwycił za rakietnicę i wystrzelił. Zgodnie z instrukcją ostrzegł Szymankowo o niebezpieczeństwie. Chwilę później został zamordowany przez zamachowców grupy „Poczta”. Zawiadowca Szczeciński z Szymankowa błyskawicznie pojął w czym rzecz i skierował nadjeżdżający pociąg na boczny tor. Polscy kolejarze zdążyli ostrzec Tczew o grożącym niebezpieczeństwie. Grupa Abwehry mająca opanować przystanek w Szymankowie przybyła spóźniona. Zamachowcy stracili kolejne minuty by przestawić pociąg na właściwy tor.
Kiedy skład kolejowy dotarł do Lisewa(tuż przed mostami), trzeci przystanek od strony Malborka, miał już ogromne opóźnienie. Tym bardziej, że atak lotniczy już się odbył. Brama wjazdowa na most została zamknięta, a tor kolejowy zabarykadowany. Niemców przywitano ogniem. O godzinie 6:10 Polacy wysadzili w powietrze wjazd na most, a o 6:40 most. Zamach zakończył się fiaskiem. Wściekłość, z powodu fiaska zamachu, Niemcy wyładowali na kolejarzach i ludności polskiej. Z zimną krwią zamordowali 21 osób, pozostałych katowano, zsyłano do obozów.
Należy tutaj wspomnieć o zapobiegliwości Niemców. Otóż przygotowali oni most rezerwowy na wypadek wysadzenia tego tczewskiego. Most o nośności 36 ton został zamontowany błyskawicznie i już dzień po zdobyciu Tczewa, 3 września zaczęto nim przerzucać jednostki 4 Armii.
W wielu publikacjach na temat walk o mosty w Tczewie często wkrada się kardynalny błąd, mówiący o zbombardowaniu mostu na Wiśle w Tczewie przez Luftwaffe. Ignorancja autorów jest zatrważająca. Faktem niepodważalnym jest to, że Polacy zniszczyli most nie zaś strona niemiecka. Naczelne Dowództwo Wehrmachtu zdecydowało, że trzy strategiczne punkty na mapie Polski muszą być zajęte przez Niemców. Chodziło mianowicie o: tunel kolejowy koło Przełęczy Jabłonkowskiej oraz o mosty kolejowe w Tczewie i Grudziądzu. Stratedzy Wehrmachtu uznali, że obiekty te były ważnymi elementami powodzenia wojny błyskawicznej. Jak więc to się ma do twierdzenia, że most w Tczewie zniszczyli Niemcy? Po co był ten misterny plan zamachu na omawiany obiekt? Chyba nie po to, by Luftwaffe w ostatecznym rozrachunku miała go zniszczyć.
dodaj komentarz »