Pragnę przedstawić dwie postacie ściśle ze sobą powiązane, jako ostrzeżenie przed tym, do czego może doprowadzić władza oddana w ręce fanatycznych ludzi.
Franz Stangl, urodzony w 1908 roku w Austrii, był policjantem i członkiem nielegalnej jeszcze wówczas NSDAP (od 1931 roku) oraz SS. Skrajnie nienawidził Żydów oraz osób chorych psychicznie. Po przejęciu Austrii przez III Rzeszę w 1938 roku został skierowany do zamku Hartheim, gdzie kierował programem T4- masową eksterminacją osób uznanych za "nieprzydatne".
Wkrótce trafił do okupowanej Polski. Himmler powierzył mu dowództwo nad obozem zagłady w Treblince, a następnie w Sobiborze. Jego bezwzględność i fanatyzm sprawiły, że według różnych szacunków odpowiadał za śmierć co najmniej 900 tysięcy ludzi, głównie Żydów i Polaków.
Gdy losy wojny zaczęły się odwracać, Stangl uciekł z obozu, przedostał się do Niemiec, a później do Austrii. Gdy jego tożsamość zaczęła wychodzić na jaw, zbiegł do Włoch. Tam otrzymał pomoc od biskupa Aloisa Hudala — duchownego znanego z pomocy nazistom. Dzięki fałszywym dokumentom Stangl trafił do Brazylii, gdzie żył spokojnie aż do końca lat 60. Został w końcu odnaleziony i wydany władzom RFN. Skazano go na dożywocie w 1970 roku. Zmarł w więzieniu rok później.
Gustav Wagner, urodzony w 1911 roku w Wiedniu, był bliskim współpracownikiem i uczniem Stangla. Pracował z nim w zamku Hartheim, a następnie przejął po nim funkcję komendanta obozu w Treblince. Był fanatycznym nazistą, znanym z osobistego udziału w egzekucjach. Więźniowie nazywali go „bestią” i „posłańcem śmierci”. Szacuje się, że za jego rządów wymordowano ponad 250 tysięcy ludzi.
Podobnie jak Stangl, uciekł do Austrii, a następnie do Włoch i do Brazylii. Mieszkał zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od swojego dawnego zwierzchnika. Przez ponad 30 lat pozostawał nieuchwytny. Wpadł dopiero w 1978 roku po tym, jak uczestniczył w przyjęciu z okazji urodzin Hitlera. Brazylijski sąd odmówił jego ekstradycji, lecz Wagner w obawie przed zemstą popełnił samobójstwo w 1980 roku.